LeeLoo
Wendy
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gryfice
|
Wysłany: Pon 23:42, 05 Cze 2006 Temat postu: Tango Zabójców |
|
|
Ok.. Moje krótkie opowiadanie.. Przeczytajcie.. I oceniajcie:D Czekam na złe i dobre komenty hahah:D
"Tango Zabójców"
Pamiętam tą noc doskonale. Stałaś tam w czerwonej sukni. Rozmawiałaś z przyjaciółką, witając gości szerokim uśmiechem. Rzucałaś mi ukradkowe spojrzenia. Widziałem je. Zachłannie je wyłapywałem. Starałem się uchwycić twój wzrok, jednak za każdym razem odwracałaś głowę gdy zauważyłaś moje oczy. Trwaliśmy w dystansie. Robiliśmy wrażenie nieznanych sobie. Zupełnie obcych. Kilka razy obojętnie przeszłaś obok mnie zostawiając za sobą wstęgę zapachu delikatnych perfum. Dusza krzyczała wtedy: Podejdź! Obejmij! Pocałuj! Wiedziałem ze to niemożliwe. Już miałem wychodzić. Odejść, uciec od bólu bezradności, gdy nagle… Jakby znikąd rozbrzmiała melodia. Zostaliśmy do siebie przyciągnięci przez niewidzialny magnez. Tańczyliśmy to- jak sama nazwałaś- Tango Zabójców. Umazani krwią naszych pękniętych serc. Byłem potworem. Strasznym i brutalnym. A ty… Tak bezbronna i niewinna w moich objęciach. Byliśmy obserwowani. Zewsząd otaczali nas ludzie śledzący z zachłannością nasze ruchy, gesty, kroki. Było dziwnie. Czułem się tak jakby czas stanął w miejscu. Ludzie zastygli z podziwem na twarzach. Tylko muzyka rozbrzmiewała wokół. A my wirowaliśmy tak po marmurowym parkiecie, pod kryształowym żyrandolem, wśród nut zewsząd nas otaczających. Zakochani. Żyjący miłością niemożliwą, nietaktowną. Miłością zakazaną. Smutną. Pełni żalu, nienawiści do samych siebie, błądziliśmy po parkiecie rozpaleni do białości z podniecenia, ekscytacji, namiętności. Dotyk, smak… Zapach tak gęste, ze aż namacalne. Spojrzenia utkwione w sobie. Usta jednocześnie przyciągały się i odpychały nie pozwalając sobie na nic więcej jak delikatne, niewidoczne muśnięcia. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy na chwilę złączyliśmy się w jedność. Każda część naszego ciała była złączona. I choć trwało to sekundę, może dwie, miałem wrażenie jakby trwało to 20 lat. Urodziliśmy się i dorośliśmy przytuleni do siebie, umarliśmy dopiero gdy oderwani, przebiegliśmy po parkiecie rozłączając się jakby na zawsze. A potem znów wpadłaś w me objęcia. Nierówny oddech przenikał naszą skórę. Serce nie chciało zwolnić. Namiętność, zmysłowość… Nienawiść… Nie wiedziałem co czuć. I wtedy… Wszystko ucichło. Muzyka przestała grać. Niczym wyrwany z twardego snu nie czułem nic prócz twojego zapachu, dotyku, przeszywającego spojrzenia. Burza oklasków. Gratulacje. Stałem sam na środku sali. Ciebie już nie było. Zniknęłaś w tłumie. W drzwiach zafalował tylko koniec twej czerwonej sukienki. Widziałem jak odchodzisz. Tak młoda, niewinna. Jeszcze dziecko. Ja lat 25… Ty o 10 mniej. Zakochana we mnie. Człowieku zimnym, nieczułym, nieodpowiednim. Lecz ja zapatrzony błękit twych oczu zapomniałem o wszystkim. Złapany w sidła namiętności tańca. Tanga Zabójców, jak go nazwałaś. Pozwoliłem sobie ciebie pokochać. Nie wiem czemu… Nie wiem jak… Ale kochałem cię… I kocham. Ten taniec… Jeden taniec obezwładnił mnie… Moje uczucia i rozsądek. Nie liczyło się nic. Tylko ty, muzyka i ta namiętność. Jedyna dozwolona zmysłowość, dotyk. Jednak ty byłaś jeszcze dzieckiem. Dziewczynką w czerwonej sukience, która sprawiła że zrobiłem coś czego dotąd nie potrafiłem. Pokochałem…
Post został pochwalony 0 razy
|
|